W dzieciństwie, które spędziłem na Korfu, mieszkałem w starym domu zbudowanym w stylu weneckim. Przypominał on nieco wiktoriański dom dla lalek — kwadratowy, o wielkich, osłoniętych żaluzjami oknach. Na strychu były cztery olbrzymie pomieszczenia: dwa całkiem ciemne i dwa oświetlone przez okienka w dachu. Wysoki strop wspierał się na drewnianych filarach, opartych na drewnianej podłodze. Latem nagrzane przez słońce belki wydawały dźwięki przypominające cichutkie strzały, jak z miniaturowych muszkietów. Zimą, kiedy po całym domu hulał wiatr, przynosząc chłód i wilgoć, belki stękały i skrzypiały. Pod całym domem była wielka piwnica. Budynek stanowił idealne mieszkanie nie tylko dla naszej rodziny, ale także dla wielu innych istot.
Ilekroć spoglądałem na ten dom — w dzień lub w nocy, kiedy okna lśniły światłem lamp, marzyłem, żeby można go było otworzyć, właśnie tak jak dom dla lalek, i obejrzeć wszystko jednocześnie, od piwnicy do poddasza, wraz z wszelkimi mieszkającymi tam zwierzętami.
Od strychu do piwnicy
W ciemnej części poddasza żyło mnóstwo różnych chrząszczy, drążących w drewnie, m.in. tykotki, których „tykanie” dobiegało z wnętrza belek. Mieszkały tam też nietoperze, a na podłodze gnieździły się jerzyki, których pisklęta nieporadnie dreptały piszcząc i krzycząc, podczas gdy rodzice nieustannie krążyli wokół domu na podobieństwo hałaśliwej karuzeli, chwytając owady. Oświetloną część strychu zamieszkiwały wije przetaczniki, których ciała otoczone były niesamowitym wieńcem odnóży. Były naprawdę fascynujące, kiedy polowały na muchy i ćmy, atakując je z niebywałą szybkością, jakby ślizgały się po krokwiach. Żyły tam też skorpiony, a latem również kleszcze, pchły i pająki. Zimą wśród belek grasowały skorki.
Kleszcze, ku zgrozie mamy, nawiedzały nasze sypialnie i pokoje na dole. Bywały bardzo dokuczliwe, lecz zarazem stanowiły ciekawy obiekt moich obserwacji mikroskopowych. W sypialniach żyły także mole, rybiki, a nocą przylatywały komary, aby pożywiać się naszą krwią. Komary i inne, zwabione przez światło stworzenia padały zwykle ofiarą pająków, które czatowały w swych sieciach. Jadalnię i salon — dwa pokoje z widokiem na ogród — latem odwiedzały często motyle. Jesienią niektóre z nich, jak np. rusałki pokrzywniki i pawiki przylatywały, żeby zapaść w sen zimowy. Zimowały tam też pająki, a gekony miały zwyczaj uganiać się wieczorami po suficie, chwytając różne owady.
W wielkiej, suchej i ciepłej kuchni, gdzie mama gotowała nam na węglowym palenisku posiłki, żyły maleńkie rybiki piekarniane. Mieszkały tam też dwa gatunki karaczanów, z którymi mama wciąż bezskutecznie walczyła. Mnie natomiast bardzo się podobały: wyglądały, jakby były zrobione z szylkretu, a ich kokony jajowe przypominał eleganckie damskie torebki. Często zbierałem je i w tajemnicy przed mamą inkubowałem w moim pokoju. Połowę wyklutych z nich owadów wypuszczałem na wolność, drugą połową zaś karmiłem modliszki, rzekotki i gekony. Spiżarnię nawiedzały czasem roztocze serowe, rozkruszki mączne i wołki ryżowe, a w niektórych porach roku także mrówki, które wynosiły stamtąd wszystkie resztki i okruchy. Kiedy ktoś zapomniał zamknąć drzwi, do spiżarni dostawały się muchy mięsne i natychmiast składały jaja na każdym kawałku mięsa. Owady te są w stanie wyczuć zapach mięsa z odległości kilku kilometrów. Kiedy je znajdą, nie tracąc czasu przystępują do składania białych, podłużnych jaj, które ustawiają pionowo, na podobieństwo miniaturowych nagrobków na mikroskopijnym cmentarzyku.
Olbrzymie piwnice o ziemnym klepisku i zakratowanych okienkach przywodziły na myśl lochy starego zamczyska. I tam można było spotkać wiele różnych zwierząt. Lubiły w nich przesiadywać ropuchy; budowały tam swe gniazda nornice; dżdżownice ryły w ziemi; stonogi kryły się w wilgotnych szczelinach ścian. Widywałem tam też wiele kosarzy, kołyszących się na swych długich nogach. W piwnicy żyły też nagie ślimaki, które doprowadzały do wściekłości moich braci, ponieważ objadały etykiety z butelek wina. Bracia nie cierpieli też pewnego gatunku małych ciem, które żywiły się rosnącą na ścianach pleśnią, a czasem przewiercały korki i dostawały się do butelek.
Widzimy więc, że nawet we wnętrzach naszych domów kryje się mnóstwo interesujących stworzeń, które można by obserwować latami.