Otwarte morze
Myślę, że współczesny sposób podróżowania samolotami sprawia, iż bardzo wiele tracimy. Pływanie statkiem, jak to czyniłem przez całe życie, przynosi wiele korzyści. Na przykład kiedyś widziałem w pobliżu statku sześć kaszalotów, przewalających się majestatycznie w wodzie jak gigantyczne beczki i wydmuchujących nozdrzami fontanny pary. Obserwowałem szybującego lekko ogromnego albatrosa, lecącego za statkiem dzień po dniu, który nigdy nie zmieniał pozycji i nigdy, w czasie gdy go obserwowałem, nie poruszał skrzydłami. W okolicach wybrzeża Afryki Zachodniej widziałem zbiorowisko żeglarzy portugalskich, pięknych lecz groźnych karmazynowo-różowych trujących meduz, o długich, wiotkich ramionach. Stado meduz rozciągało się jak okiem sięgnąć i trzeba było godziny na przepłynięcie pomiędzy nimi.
Diabeł morski (manta) jest jedną z dziwniej wyglądających ryb, spotykanych na otwartym morzu. Jej kształt przypomina zdeformowany romb, ze „skrzydłami” jak w nowoczesnym samolocie. Manta używa tych skrzydeł, o rozpiętości ok. 6 m, do „fruwania” w wodzie, poruszając nimi jak ptak. Po raz pierwszy zobaczyłem te ryby niedaleko wybrzeża Sri Lanki. Nagle pojawiło się sześć ogromnych mant. Ich gigantyczne, podobne do skrzydeł płetwy przecinały wodę, falując na końcach. Gdy oddaliły się już na pewną odległość, jedna z nich wyskoczyła nagle ponad wodę, a następnie opadła na nią z głośnym hukiem i pluskiem. Natychmiast zaczęły wyskakiwać pozostałe; po chwili powietrze wypełnione było łomotem uderzających o powierzchnię wody ogromnych ryb. Zachowanie takie uważa się za sposób, w jaki nie tylko manty, ale i inne wielkie ryby, a nawet walenie, usiłują pozbyć się pasożytów skóry. Ponieważ manty, które wówczas oglądałem wyskakiwały z wody, jedna po drugiej jak w balecie, wydaje mi się, że była to tylko zabawa, albo też jedna z nich zobaczyła wroga i całe stado usiłowało przestraszyć go łomotem ciał spadających na powierzchnię wody.
Niezapomnianych przeżyć dostarczyło mi żeglowanie w okolicach Karaibów przez Morze Sargassowe, rozległe tereny pływających wodorostów morskich. Niegdyś uważano, że statek, który wpłynie w tę gęstą masę wodorostów będzie przez nie uwięziony. Nie mogąc się uwolnić załoga zginie z głodu, a statek powoli zbutwieje w objęciach wodorostów. Morze Sargassowe uchodziło za cmentarzysko statków. Abstrahując od legend, trzeba przyznać, że wodorosty w Morzu Sargassowym są bardzo charakterystyczne i wiele organizmów, od krewetek do ryb, zaadaptowało się doskonale, upodabniając się do nich. Kamuflaż bywa tak doskonały, że czasami trudno zobaczyć je pośród roślin, nawet wiedząc, że tam są. Gdy po raz pierwszy wybrałem się do Ameryki Południowej, statek, którym podróżowałem płynął przez Morze Sargassowe i miałem wówczas okazję przeprowadzić ciekawe obserwacje. Pożyczyłem od kucharza kilka plastykowych wiader i przy pomocy cieśli okrętowego porobiłem z twardego drutu haki, które następnie przymocowaliśmy do długiej nylonowej linki. Gdy tylko wpłynęliśmy w morze zielonożółtych wodorostów, wyrzuciłem swoje haki za burtę i wkrótce zacząłem wyciągać masy roślin wraz z zamieszkującymi je organizmami. To był wspaniały dzień, wytrząsałem kępy wodorostów do wiader z wodą morską, przyglądając się zdobyczy. Drobne rybki miały kształty upodabniające je do zgrubiałych kawałków wodorostów; krewetki były tak przezroczyste, że przybierały barwę roślin; a małe muszelki przylegały do liści i były do nich tak podobne, że z trudem dawało się je rozróżnić.
W morzach i oceanach nadal znajduje się wiele zwierząt nieznanych człowiekowi. Dopiero w tym stuleciu odkryto, że wciąż żyją niektórzy przedstawiciele trzonopłetwych; rybę z rodzaju Latimeria złowiono po raz pierwszy w 1938 roku u wybrzeży południowo-wschodniej Afryki, a dalsze okazy w 1952 roku w okolicach wysp Komorów na Oceanie Indyjskim. Do tego czasu sądzono, że ryby te, będące bliskimi krewnymi pierwszych lądowych kręgowców, wymarły miliony lat temu. Nie tak dawno temu duński statek rybacki, łowiący na dużej głębokości w Atlantyku, wyłowił młodocianego węgorza niezwykłej długości. Był on podobno tak duży, że jeśliby przyjąć proporcje występujące zwykle u węgorzy, należałoby się spodziewać w głębinach oceanu osobników 30-metrowych. Razem z ogromnymi węgorzami głębiny mórz zamieszkane bywają przez gigantyczne kałamarnice, osiągające nieraz niezwykłe rozmiary. Jedna z większych odkryta została na piaszczystej mieliźnie u wybrzeży Ameryki Północnej. Był właśnie odpływ i aby upewnić się, że ogromna zdobycz nie ucieknie, rybak zarzucił na nią haki. Kiedy ostrza przebiły jej ciało, przymocował je linami do drzewa. Gdy nieszczęsny olbrzym w końcu skonał, zmierzono, że jego ciało miało ok. 6 m długości, a jedno z jego ramion mierzyło 10 m.
W początkach XIX wieku, co uznać można za „chwilę temu” w skali istnienia życia na Ziemi, rozpoczynano dopiero badania Afryki i Ameryki Południowej. Afryka nazywana była wówczas „Czarnym Lądem”. Ocean jest w rzeczywistości nieznany człowiekowi do dziś. Morza zamieszkują jeszcze gatunki, których nigdy nie widzieliśmy, zwierzęta o niezwykłych zwyczajach, o których nic kompletnie nie wiemy. Na przykład w jaki sposób węgorze ze strumieni europejskich znajdują liczącą tysiące mil drogę do Morza Sargassowego, gdzie odbywają tarło i giną? A jak ich larwy odnajdują drogę powrotną do strumieni i rzek, z których przybyli ich rodzice. Wiemy, że langusty odbywają masowe wędrówki po dnie morskim, nie rozumiemy jednak dlaczego tak robią, dokąd lub skąd wędrują. Nie tak dawno odkryto, że wieloryby „śpiewają” do siebie w głębinach oceanów. Co sobie przekazują tym śpiewem — stanowi dla nas tajemnicę. Dla dzisiejszych przyrodników morza wciąż są źródłem tajemnic i niespodzianek, podobnie jak dla dawnych badaczy nowo odkrywane wówczas kontynenty.