Początkujący przyrodnik

Początkujący przyrodnik Podstawową i najważniejszą rzeczą dla przyrodnika terenowca jest umiejętność właściwego zachowania się. Pamiętajmy, że zostaliśmy przez przyrodę uprzywilejowani, okażmy jej więc w zamian należny szacunek. Kiedy odwiedzamy przyjaciół, nie ogołacamy ich ogrodu z kwiatów, nie tratujemy rabat, ani nie wrzucamy do stawu pustych puszek i butelek. Nauczmy się więc traktować całą przyrodę jak … Czytaj dalej „Początkujący przyrodnik”

Początkujący przyrodnik

Podstawową i najważniejszą rzeczą dla przyrodnika terenowca jest umiejętność właściwego zachowania się. Pamiętajmy, że zostaliśmy przez przyrodę uprzywilejowani, okażmy jej więc w zamian należny szacunek. Kiedy odwiedzamy przyjaciół, nie ogołacamy ich ogrodu z kwiatów, nie tratujemy rabat, ani nie wrzucamy do stawu pustych puszek i butelek. Nauczmy się więc traktować całą przyrodę jak wielki, wspaniały ogród.

Sama natura zadbała o podstawowe wyposażenie przyrodnika, darując każdemu z nas zmysły: wzrok, słuch, dotyk, powonienie i smak. Posługujemy się, rzecz jasna, także różnorodnym sprzętem, jednak przyrodnik jest w stanie uprawiać swe hobby nawet będąc nagim na środku pustyni. Pamiętajmy, obserwując otaczający nas świat, że sami jesteśmy jego częścią. Ciało ludzkie stanowi niezwykły zbiór struktur i mechanizmów przystosowawczych, z których trzeba nauczyć się korzystać.

Oczywiście, jeśli mamy zamiar podpatrywać, dajmy na to, ptaki w ich gniazdach lub obserwować ssaki, sami pozostając nie zauważeni, potrzebujemy lornetki lub lunety oraz kryjówki. Kryjówka nasza może być bardzo prosta lub niezwykle wymyślna. Znany przyrodnik i fotografik Cherry Kearton skonstruował kiedyś imitację krowy i przykucnięty w jej wnętrzu wypatrywał swych modeli. Któregoś dnia, po zainstalowaniu się przy pomocy brata w kryjówce, gdy ten go opuścił, Kearton wywrócił się i tkwił, uwięziony w krowie, aż do chwili, gdy brat powrócił i pomógł mu się wyswobodzić. Sporządzając więc tego rodzaju ukrycie, należy być ostrożnym…

W czasach studenckich na Korfu nie miałem dostępu do sklepów ze specjalistycznym sprzętem. Zresztą nawet gdyby sklepy takie istniały, i tak moje skromne kieszonkowe nie wystarczyłoby na specjalne siatki do chwytania motyli ani na pojemniki do przechowywania okazów. Wykonywałem więc siatki sam z taniego muślinu. W ich szyciu pomagała mi czasem mama lub siostra. Pojemnik do zabijania owadów był po prostu słoikiem po cukierkach, wewnątrz którego umieszczałem kawałek waty nasączony kupionym w aptece eterem. W domu nigdy nie wyrzucało się butelek ani puszek, ponieważ wszystkie wykorzystywałem jako różnego rodzaju pojemniki. Bezcenne były też pudełka od zapałek, a już prawdziwy dar niebios stanowiły drewniane skrzynki lub kartonowe pudła. Kiedy już wypełniłem okazami wszystkie pojemniki, nie wahałem się zbierać ich dalej, chowając do kieszeni, zawijając w chusteczki do nosa lub w koszulę. Pewnego razu (ku zgrozie mamy) wróciłem do domu całkiem nagi, zużywszy całą garderobę do zawijania różnych znalezisk.

Kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Grecji, po tym jak jeden z moich braci otworzył pudełko od zapałek i znalazł w nim skorpiona, a drugi, wszedłszy do łazienki, ujrzał wannę pełną węży, rodzice postanowili oddać mi jeden pokój, abym mógł trzymać w nim swoje zwierzęta. Pokój ten spełniał funkcje sypialni, muzeum i menażerii. Było to duże pomieszczenie z widokiem na ogród. Wzdłuż jednej ze ścian ustawiłem akwaria dla moich słodkowodnych i morskich podopiecznych, takich jak pławikoniki, larwy ważek, kraby pustelniki, wodne chrząszcze oraz żabi skrzek. Dalej stały drewniane skrzynie, przeszklone z przodu, zamieszkane przez węże, żaby i ropuchy.

Była tam też długa półka pełna wielkich słojów z różnymi małymi zwierzątkami słodkowodnymi oraz staroświeckich siatkowych kloszy do przykrywania sera, pod którymi trzymałem pająki, skorpiony i modliszki. Nie stać mnie było na specjalne blaszane pojemniki, wiele różnych stworzeń mieszkało więc w glinianych misach, przykrytych gazą. Wzdłuż przeciwległej ściany umieściłem gabloty ze zbiorami motyli, chrząszczy i ważek. Wykonał je dla mnie miejscowy stolarz, z którym długo się targowałem, zanim zgodził się na przystępną dla mnie cenę. Gabloty wyłożyłem przeciętymi wzdłuż korkami od butelek po winie, do których przypinałem swe okazy. W kącie pokoju stało łóżko, a mama, niestety, wstawiła tam też szafę na ubrania. Szafa zajmowała mnóstwo cennego miejsca, które mogłem lepiej zagospodarować.

Podbieraki i siatki na motyle musiałem trzymać pod łóżkiem, gdzie sąsiadowały z butelkami eteru i spirytusu oraz pudłami konopi i waty do wypychania skór zwierząt. Upchnąwszy ciasno ubrania, znalazłem jednak w szafie trochę miejsca do zawieszenia płóciennych woreczków ze specjalnymi przybornikami do zbierania okazów. Każdy przybornik składał się z podzielonego na przegródki pudełka, w którym znajdowały się różnej wielkości probówki, puszeczki, słoiki, buteleczki, pincety i inne przyrządy niezbędne mi w terenie. Na środku pokoju stał wielki stół, na którym mogłem pracować z mikroskopem, układać owady i wypychać skórki. Trzymałem tu też pojemniki z najnowszymi zdobyczami, aby móc przyglądać się im podczas pracy. Miałem także półkę z książkami, wśród których przeważały dzieła Darwina i Fabrea.