Życie przybrzeżne
Miałem szczęście pływać w większości mórz świata. Wychowując się na wyspie na Morzu Śródziemnym, podczas miesięcy letnich znacznie więcej czasu spędzałem w morzu niż na lądzie. Miałem swoją niewielką łódkę, którą pływałem wzdłuż wybrzeża, zbierając wszelkiego rodzaju okazy. Od czasu, gdy zawarłem przyjaźń z miejscowymi rybakami mogłem nawet kolekcjonować zwierzęta zamieszkujące głębokie wody. Mówili mi oni, gdzie zarzucać będą swoje sieci, a ja płynąłem tam, by im pomagać. Oprócz ryb znajdowaliśmy w sieciach masę innych okazów. Były tam potężne, kremowobiałe kraby ozdobione szkarłatnymi plamami; były pławikoniki, podobne do filigranowych figurek szachowych; były korale i skałki pokryte wodorostami — wszystko to, po wytrząśnięciu do pojemnika z wodą, tworzyło istny ogród zoologiczny.
Oczywiście dzisiaj można mieć akwarium morskie z elektrycznymi pompami, napowietrzaniem i filtracją wody; można nawet samemu „zrobić” wodę morską, używając specjalnie preparowanych pakiecików z potrzebnymi solami. Jednak na Korfu nie mieliśmy elektryczności, a ponieważ moje akwarium było małe, w gorące dni musiałem nosić wiaderkami świeżą wodę morską na wzgórze, gdzie stał nasz dom, cztery, pięć razy dziennie. Swoje okazy mogłem trzymać nie dłużej niż kilka dni, po czym wypuszczałem je na wolność, gdyż pomimo moich wysiłków woda wkrótce stawała się zbyt zanieczyszczona. To proste akwarium dawało mi możliwość prowadzenia fantastycznych obserwacji. Widziałem kraby przechodzące wylinkę a następnie, w nowych pancerzykach, miękkich jak wilgotny papier, ukrywające się pomiędzy kamieniami w celu uniknięcia drapieżników. Obserwowałem samca pławikonika wychowującego ośmioro potomstwa, oraz ośmiorniczkę wielkości końca mojego kciuka, która wykluwała się z jaja. Krab Libinia sp., któremu usunąłem z pancerza na grzbiecie maskujące go wodorosty, udekorował się tym, co mu udostępniłem — kawałkami kolorowych korali oraz żywym ukwiałem morskim.
Pamiętam, jak na Korfu urządziliśmy pewnej nocy piknik przy księżycu. Był środek lata i straszne upały, a woda obfitowała w „fosforescencje”. Jest to efekt sezonowych zakwitów niektórych gatunków bruzdnic wchodzących w skład planktonu morskiego. Posiadają one zdolność do przemiany energii chemicznej w świetlną i gdy woda porusza się — świecą niesamowitym blaskiem. Brodzenie po morzu sprawia wówczas wrażenie marszu przez złoto-zielony ogień. Odpłynąłem trochę od plaży i leżąc w wodzie na plecach kontemplowałem księżyc, gdy nagle z parskaniem i bulgotem wynurzyło się wokół mnie stado delfinów. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, jak bardzo się przestraszyłem. Przez kilka minut pluskały i bawiły się wokół mnie burząc wodę tak, że lśniła jasnym światłem, a następnie odpłynęły w otwarte morze, pozostawiając za sobą płonącą smugę światła.